W piątek 20. lipca (2012) jechałem sobie przez Polskę moim Citroenem Passatem i zastanawiałem się, jak będzie wyglądać ta impreza. Zabrakło naszej cudownej Komandor, która zmarła tydzień wcześniej; byłem pełen obaw o pogodę, o organizację (prawie wszystko ogarnął Wojtek Kozłowski), o ludzi (czy ktoś nie dotrze…). Z zamyślenia wyrwało mnie coś pomarańczowego i nietypowego, co chwilę później wyprzedziłem. Tak, to Luiza z Rodzicami zmierza w tym samym kierunku, prowadząc Acadiane. Pozytywny akcent, który zniknął w lusterku niedługo później, a w myślach – dopiero w Olsztynie, gdzie zwyczajnie się rozpadało.
W piątkowe popołudnie na przyjeżdżających czekał obiad w „okrąglaku”, niedługo później (17:00) zwiedzanie Olsztyna z przewodnikiem. W międzyczasie Organizatorzy udali się ze swoim szoferem do Tesco na zakupy oraz do Radia, gdzie byli gośćmi popołudniówki Radia Olsztyn.
Wieczorem zastała nas impreza, a wraz z nią – solidne opady deszczu. Nie popsuło to jednak wcale atmosfery, dodatkowo podsycanej przez konkurs na najszybszą zmianę koła, pod auspicjami firmy DeWALT. Przy grillu dzielnie spisywał się Paweł, którego otoczenie zawsze tętniło życiem – nie tylko z powodu dostaw przyrządzonych kiełbasek i piwa, lecz przede wszystkim humoru Szefa Kuchni oraz pozostałych.
Nazajutrz po śniadaniu nastąpiły ogłoszenia, formalności tabliczkowo-koszulkowe i niedługo później przy samochodach zbierała się już Żółta Kompania. Po pucowaniu, odpalaniu, kontroli samochodów, wyjeździe, okraszonym zdjęciami (Grześ ponownie dopisał), kolumna ruszyła wpierw w stronę fabryki Michelina. Na przeciwko wejścia zrobiliśmy sobie zdjęcie przy oponie do Biełaza, po czym udaliśmy się autobusami na prelekcję, dotyczącą fabryki oraz produkcji opon. Tam przywitał nas prezes Jean-Michel Belleux, który chętnie odpowiadał nam na pytania oraz zdradził, że lubi Citroeny.
Po prelekcji uczestnicy zlotu ponownie udali się do autobusów, by odbyć wycieczkę po fabryce. Można by ją określić mianem „miasto w mieście”, z powodu jej rozmiarów. Niestety – z powodu prac konserwatorskich nie mieliśmy możliwości zwiedzenia wnętrz budynków. Zwiedzanie zakończyło się kolejnym zdjęciem grupowym przy maskotce Michelina – Bibendumie.
Kolejnym punktem programu był obiad w zajeździe Jagiełek w Olsztynku. Tam ugoszczono nas ciepłym posiłkiem oraz ciastami, by później przejść do prelekcji Novola oraz – niespodzianka – spotkania z kpt. Tomaszem Cichockim, który bardzo chętnie opowiedział nam o rejsie dookoła świata, także odpowiadał na pytania oraz wręczał autografy. Chętnie również przejechał się Citrozabytkiem pana Grzegorza Bromy.
Następne było zwiedzanie skansenu w Olsztynku. Wcześniej jednak należało uratować samochód Pawła Rozbieckiego, który odmówił posłuszeństwa pod zajazdem. Na szczęście diagnoza poszła sprawnie, podobnie jak naprawa oraz dotarcie całej ekipy do celu.
W skansenie czekały na nas przykłady budownictwa Warmii i Mazur z różnych czasów. Pod kierunkiem przewodnika dowiedzieliśmy się wielu ciekawych rzeczy o ziemiach warmińskiej i mazurskiej, różnicach między nimi, życiu codziennym ludności.
Przedostatnim miejscem naszej obecności było Sanktuarium Maryjne w Gietrzwałdzie, gdzie na własną rękę każdy uczestnik mógł zajrzeć gdzie chciał i kiedy chciał. Większość skorzystała z możliwości przejścia Drogi Krzyżowej oraz Dróżek, z przystankiem przy cudownym źródełku; część również zajrzała do kościoła, gdzie wówczas odprawiana była Msza Święta.
Ostatnim punktem programu sobotniego była oczywiście impreza, która trwała do drugiej w nocy; jak zawsze w miłej atmosferze rozmów, żartów i integracji.
Co ważne, pogoda dopisała. Nie było ani za ciepło, ani za zimno, choć chmury nie pozwalały na bezgraniczny optymizm…
Niedziela to przede wszystkim wystawa pod olsztyńskimi Szubienicami; na parking samochody dotarły przed 10:00, niewiele później przy zabytkach techniki francuskiej gromadzili się przechodnie. Tam też odbywały się wywiady, sesje zdjęciowe, rozmowy o samochodach i ich właścicielach. Trzeba przyznać, że sposobności ku temu było mnóstwo, gdyż staliśmy tam aż do 13:30, a pogoda naprawdę nam sprzyjała – przez większość czasu świeciło Słońce, a niebo pozostawało prawie bezchmurne.
Kolejny raz niestety musiał nastąpić moment pożegnań. Zebrała się więc Citroenowa Brać w miejscu dotychczasowych imprez, by w miłej atmosferze przyjąć podarki od Organizatorów oraz podziękować sobie nawzajem za obecność i miłą atmosferę. Nikt nie szczędził czułości, uścisków oraz nadziei, że w przyszłym roku znów się spotkamy.
Jacek Gaudyn