Jest rok 1980, a może 1981.
Tata przyjeżdża z saxów z RFN prawie nowym (4-letnim) jadowicie żółtym GS Club (GDK 7876).
Auto robi takie wrażenie, że zaparkowane pod dużym blokiem na gdańskiej Zaspie przyciąga gapiów z okolicy przy okazji miażdżąc konkurencję w postaci kilku sztuk (razem wziętych) syren, maluchów, trabantów.
Mama pracowała w tamtym czasie w Cefarmie, a wraz z nią koleżanka Mariola Głusik.
Gdy ojciec Pani Marioli Komandor WP Mieczysław Głusik zobaczył któregoś razu GS rodziców zapragnął mieć taki sam i kupił sobie GS odmianę X w takim samym kolorze.
Potem drogi Mamy i Marioli się rozeszły, jednak sporadyczny kontakt okazjonalny (co kilka lat) pozostał.
Pan Mieczysław nieraz przyjeżdżał do stacji Polmozbytu gdzie pracował Tata albo spotkało się raz czy drugi na parkingu pod cmentarzem 1 listopada. Wtedy były takie czasy, żeby mieć taki dziwny samochód trzeba było znać właścicieli takich aut.
Lata mijały, zarówno nasz GS Club jak i GSX (GDK 6666) Głusików były autami codziennego użytku i starzały się.
Był chyba rok 1998 lub 1999 będąc w serwisie Citroena spotkaliśmy Kmdr Głusika, który był GSX-em na przeglądzie i ze względu na stan zdrowia chciał sprzedać auto.
Rzut oka na podwozie i stwierdziliśmy, że 3000 zł (wtedy) to zdecydowanie zbyt dużo za skorodowany mocno samochód. Takie w lepszym stanie chodziły wtedy o ile pamiętam po 1000-1500 zł. To był ostatni raz kiedy widziałem Pana Mieczysława, zmarł chyba w 1999 roku.
Radek, brat mój rodzony będąc wtedy 16-to latkiem postanowił to auto odnaleźć.
Jako, że wiedzieliśmy gdzie Komandor miał garaż to spacer po starówce przyniósł efekty w postaci widoku stojącego już nie jak całe życie w garażu lecz pod kamienicą GS.
Krótkie rozeznanie terenu, zagajenie pani z pieskiem czy coś takiego i chwilę później rozmawiamy z nowym właścicielem GSX-a.
Pan Romuald to garażowy rzeźbiarz i po przesiadce z Wartburga doznał szoku, bo myślał, że warczyburg to jest 'zajebisty’ samochód.
Rozkminiliśmy kolesia, no więc atak: „Czy nie chce Pan sprzedać?” „Nie, nie ma mowy!”
Jak nie to nie, wpisałem mu się (nazwisko, adres, nr tel.) w fabryczną instrukcję, którą dostał z autem, żeby kartki nie zgubił i powiedziałem, że gdyby sprzedawał lub miał jakiś problem to niech się kontaktuje.
Skontaktował się, że ma jakiś tam problem, pomogliśmy mu, ale auta nie sprzedaje, choć już miękły.
Auto było w sumie jeżdżącym złomem. Znowu ileś czasu minęło, my jak zawsze w takich sytuacjach telefon co czas jakiś i w końcu ….sprzedaje!
Radek był tak podniecony jakby się umówił z Halle Berry na randkę. Kupił GS-xa!
Ale bez radia Blaupunkt, które od zawsze było w tym wozie, bo Romek postanowił przełożyć je sobie do Wartburga. W końcu za niemałą kasę Radek od niego wyrwał to radio później, dając chyba mu jeszcze jakiś sprzęt do Wartburga, żeby tylko się rozstał się z Blaupunktem. O ile pamiętam to był rok 2000.
Od tej pory u nas w domu były 3 GS-y , które do dziś są: GS Club (GDK 7876) od 1980 roku, mój GS Pallas (GAZ 9971) od 1998 roku oraz właśnie GSX (GDK 6666) od 2000 roku (chyba) zwany przez nas Komandorem.
Ten samochód to taka Radka „praca dyplomowa” zrobiona dla własnej satysfakcji.
Po 12 latach remontu GSX jest piękny i używany bardzo rzadko. Ma swoją oryginalną barwę AC 331 Jaune Cedrat.
W schowku leży ta sama serwisówka, w której wpis zapewnił kontakt, i że auto gdzieś nie poszło w świat.
Od 1980 roku minęło 40 lat, a te dwa samochody wciąż istnieją i mogą stać obok siebie na swoich pierwszych do dziś gdańskich numerach rejestracyjnych.
Sławek Sienkiewicz