Nasze historie – Z miłości do …

Kiedy serwis francuskie.pl ogłosił konkurs „Citroën to Twoja pasja? Konkurs z okazji urodzin Andre Citroëna” Maciej nie miał wątpliwości, że to wyzwanie właśnie dla niego!
I nie pomylił się!
Jego pasjonująca opowieść o pasji została doceniona przez Jury Konkursu. Dzięki temu Maciej został posiadaczem unikalnej akcji wystawionej przez Zarząd Citroëna w 1927 roku – wygrywając konkurs stał się „w pewien sposób” współwłaścicielem marki!

W przeddzień wybuchu stanu wojennego, 12 grudnia 1981 r., mój ojciec przywiózł mi z saksów w Wielkiej Brytanii złotego citroëna CX. To był mój ulubiony resorak. Już wówczas, zaledwie czteroletni, potrafiłem docenić jego kształt i kolor, który do dziś uważam za najbardziej pasujący do tego modelu. Z biegiem lat moja kolekcja resoraków się powiększała, ale żaden nigdy nie spodobał mi się tak jak CX.

Kiedy dorosłem, CX-ów wypatrywałem wszędzie. Trasę z domu w Ursusie do liceum Zamoyskiego na Smolnej wyznaczała mi topografia CX-ów. Wiedziałem dokładnie, w którym miejscu są zaparkowane na trasie autobusu linii 517, a potem także E-5, i wypatrywałem ich przez tylną szybę. Już jako student Akademii Medycznej, wysiadałem przystanek wcześniej, by przejść koło dwóch CX-ów zaparkowanych na Lindleya, blisko mojego dzisiejszego miejsca pracy, Szpitala Klinicznego Dzieciątka Jezus. Właściwie bardziej niż tylko koło nich przejść, chciałem je dotknąć. Wierzyłem, że póki dotykam spoilera, uda mi się zostać ortopedą i traumatologiem narządu ruchu.

Nie ograniczałem się jednak do dotykania. Jeszcze w liceum jeździłem Xm-em ojca mojej dziewczyny, za każdym razem podziwiając ogromną przestrzeń, jaka dzieliła siedzenie kierowcy od drzwi od strony pasażera. Kolejny Xm stał blisko baru na Placu Konstytucji. Zwykle, w drodze na piwo, obchodziłem go i oglądałem z zewnątrz, ale którejś nocy, chcąc pokazać go koledze, szarpnąłem za klamkę i… wszedłem do środka. Właściciel go nie zamknął, a my spędziliśmy dobrych kilka godzin na studiowaniu elementów wnętrza.

Przez lata Citroëny były dla mnie czymś mistycznym i całkowicie nieosiągalnym finansowo. Dopiero kiedy zacząłem pracować, mogłem powoli zacząć myśleć o spełnianiu marzeń. Pierwszego Citroëna, Xm-a, który był praktyczniejszy niż wymarzony CX, kupiłem we Francji w 2007 r. za pośrednictwem Charlesa, chłopaka mojej koleżanki z czasów studiów. Do rolnika pod granicą ze Szwajcarią pojechaliśmy po niego nocą. Właściciel ugościł nas winem i dobrym słowem. 

Największą dumę w mojej kolekcji, CX-a Prestige w kolorze gris espadon, wypatrzyłem w 2012 r. podczas nocnego dyżuru na Lindleya. Gdzieś między pacjentem z otwartym złamaniem kości piszczelowej a panią ze zwichniętą kostką, na stronie leboncoin.fr, znalazłem to cacko z przebiegiem zaledwie 42 tys. km. Po czterech tygodniach odebrałem telefon od właściciela. Z naszej francusko-angielskiej wymiany zdań zrozumiałem tylko, że dalej będziemy rozmawiać mailowo. Resztę miał skoordynować francuski znajomy. Byłem pewien, że od razu dobije targu, ale Charles zadzwonił z informacją, że choć CX jest w doskonałym stanie, ma pełną dokumentację i, w dodatku, należał do króla Arabii Saudyjskiej, lepiej poczekać jeszcze tydzień, aż właściciel zmięknie i zejdzie z ceny. Byłem wściekły. Bałem się, że ktoś mi go sprzątnie sprzed nosa. Na szczęście Charles miał rację. Stargował ponad 1 000 euro. Dziś odbieram to w kategoriach cudu. Taki sam Prestige ze stajni Ericha Honeckera wystawiono niedawno na stronie mobile.de za 85 000 euro.

Mój CX Prestige gris espadon przeszedł do legendy. Nie tylko dlatego, że w 2014 r. zajął drugie miejsce wśród blisko 3 tysięcy Citroënów w konkursie elegancji podczas obchodów 95-lecia Citroëna na torze Le Mans we Francji. (Śmieje się, że pierwszego miejsca nie zajął tylko dlatego, że nie mam francuskiego paszportu). Dysponuję jego pełną dokumentacją od dnia zakupu, dwoma parami kluczyków, a na silniku są jeszcze oryginalne plomby. To sprawia, że wielu kolekcjonerów i mechaników przyjeżdża go sfotografować, by wiedzieć np. jak odtworzyć oryginalną wiązkę elektryczną.

Moim ostatnim spełnionym marzeniem jest CX 25 GTi Turbo, tak zwana „przejściówka”, którą wyprodukowano tylko w 2 tys. egzemplarzach. Tę najmocniejszą i najszybszą wersję w tej klasie znalazł dla mnie w Niemczech Tomek (kolega z klubu Citroën Oldtimer Club Polska), który do dziś śmieje się, że połowa GTi Turbo wylądowała na drzewie, a kolejna zardzewiała. W Polsce jest dziś około sześciu egzemplarzy Turbo. Moje CX GTi Turbo i Prestige mają ten sam kolor nadwozia i sąsiedzi często je mylą myśląc, że mam jeden samochód. Nie potrafię tego zrozumieć, bo oba się diametralnie różnią, nie tylko pod względem konstrukcji, ale i charakterystyki zawieszenia. Prestige to dostojny żaglowiec szos, ze skórzanym beżowym, luksusowym wnętrzem i klimatyzacją. GTi Turbo to prawdziwa rakieta.  

Zarówno w pracy lekarza, jak i w życiu hobbysty, nie uznaję półśrodków, wszystko musi być dopięte na ostatni guzik. Nie ma tak, żeby lampki kontrolne się nie zaświeciły lub nie pasowała śrubka. Spędziłem wiele godzin wertując internet i wypytując innych hobbystów, jak powinny być zrobione poszczególne elementy. Staram się zachować moje CX-y w oryginalnym stanie, doprowadzając jedynie do używalności. Czyszczę je, poleruję, ale jeżeli mają wgniotkę lub ubytek lakieru, nie staram się ich naprawiać.

Moimi CX-ami jeżdżę tylko latem, w słoneczne dni i po deszczu, kiedy się nie kurzy. Mimo to spędzam z nimi dużo czasu. Żeby się uspokoić, biorę stołeczek, schodzę do garażu i się wyłączam. Siedzę, patrzę i zalewają mnie hormony szczęścia – endorfiny.

Czy marzy mi się kolejny Citroën? Ta pasja zajmuje tak dużo czasu i tak bardzo absorbuje mój umysł, że na razie nie ma w nim miejsca na kolejnego CX-a. Na razie odpoczywam od samochodów przy przedwojennym motocyklu Zündapp K500, niemieckiej marki, która była kiedyś istotnym konkurentem BMW. Zastanawiam się, jak go doprowadzić do stanu, który prezentował 80 lat temu.

Maciej Janowski